Dwudniowa wyprawa na Turbacz

            W czwartek 9 września wyruszyliśmy dziewięcioosobową grupą na Turbacz. Pogoda zgodnie z przewidywaniami była bardzo ładna (chociaż gdyby opierać się na tym jaka była we wtorek, można było mieć co do niej wiele obaw) i dobre nastroje nam dopisywały.

           Karol, Michał, drugi Michał (Michał starszy) Angelika,  Szymon, Pani Kasia, Pani Marta i ja podjęliśmy wspólnie trud wchodzenia na szczyt góry. Muszę przyznać, że momentami było ciężko lecz widząc zawziętość na twarzach innych robiło mi się jakoś lżej i podnosiło mnie to na duchu. „Choćby nie wiem co to i tak cię zdobędziemy” myślałem.

             I zdobyliśmy… Radości kiedy zobaczyłem schronisko nie da się opisać, ani porównać z niczym innym. Ale nam było mało i po obiedzie (filecie i pierogach ruskich) wspięliśmy się na sam szczyt Turbacza, gdzie zrobiliśmy małą sesję zdjęciową.

            Pokoiki chociaż skromne i ciasne (u dziewczyn) pokochaliśmy jak swoje własne i każdy z nas czuł się w nich swobodnie. Pomijając piękne widoki, a także niezapomniane wrażenia z patrzenia się na gwiazdy wieczorem, wszyscy zrozumieliśmy, że jesteśmy z dala od cywilizacji na łonie natury. Mogliśmy zobaczyć z daleka migające światełka naszych miast i wiosek, co nawoływało nas ku refleksji nad tym jakie jest nasze życie tam daleko w mieście.

             Moim zdaniem na tej wyprawie połączyła nas jakaś magiczna braterska więź, którą nie tak łatwo będzie rozdzielić.

             Serdecznie dziękujemy Paniom Kasi i Marcie za tak wspaniały pomysł i oby takich było jak najwięcej!

                                                                                                                                                                       Filip Dębski

  dsc01166-promyk-h550mw7  dsc01125-promyk-h550mw7  dsc01174-promyk-h550mw7  dsc01152-promyk-h550mw7  dsc01172-promyk-h550mw7  dsc01151-promyk-h550mw7  dsc01177-promyk-h550mw7

Poniżej  jeszcze opis wyprawy na Turbacz w wersji poetyckiej:

Wypad w góry z noclegiem? TAK!

Tym razem nie biegiem.

Z Kowańca zielonym szlakiem

Idziemy „deptakiem”

Po drodze bacówki, turyści, boczne szlaki,

Ale co by nie mówić, doszliśmy nieboraki.

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego- jak mawia przysłowie

Prawie poddaliśmy się w połowie

Angela w chorobie, sil już nie miała

Z pomocą kolegów doszła do Turbacza cała.

Na szczycie nagroda- obiad i herbata

Co by nie mówić, ich kuchnia wymiata!

Był kotlet, pierogi, deserek niedrogi,

Ale to nie koniec naszej długiej drogi.

Na szczyt Turbacza prędziutko susami jak łania,

Co za  piękny widok nam się zza gór wyłania

Powoli słoneczko miejsca ustępuje,

Pojawia się księżyc, na niebie króluje.

Filip ogląda gwiazdy, inni w karty grają

A dziewczęta ochoczo piżamy wkładają.

A potem tylko… paciorek i wyrko!

Rano pobudka, śniadanie ze smakiem

Wracamy do domu innym, żółtym szlakiem!

                                                                                                          Pani Marta